Budapeszt lekko kulinarnie

Budapeszt – lekko kulinarnie

Facebook
Twitter
INSTAGRAM
Pinterest
Follow by Email

           Budapeszt to bardzo ciekawe miasto – dla młodych, chętnych do zabawy, dla pasjonatów architektury i poszukujących dobrego smaku, dla wszystkich lubiących cieplutkie wody termalne. Budapeszt jest stolicą Węgier, powstało z trzech miast: Budy i Óbudy (na prawym brzegu Dunaju) oraz Pesztu (na jego lewym brzegu). Z Warszawy do Budapesztu najkrótszą drogą to jakieś 9 godzin jazdy samochodem, za to samolotem to raptem godzina lotu, za całkiem przyzwoite pieniądze (znalazłam bilety za 138 zł w dwie strony).

Budapeszt odwiedziłam już 3 razy. Za każdym razem odnajduje nowe miejsca i wciąż mnie zachwyca. Jest tu mnóstwo zabytków, miejsc typowych do zobaczenia przez każdego zwiedzającego. Chyba najważniejsze jest Wzgórze Zamkowe wraz ze wznoszącym się na nim Starym Miastem.

 

 

Jest tam plac św.Trójcy, ze wspaniałym, neogotyckim kościołem Macieja i pomnikiem św. Stefana oraz bajkową Basztą Rybacką z której roztacza się cudowny widok na Dunaj i peszteńską stronę miasta. Wąskie, brukowane uliczki prowadzą w kierunku północnym do Placu Bramy Wiedeńskiej i samotnej Wieży Magdaleny, a w południowym – ku gmachowi Teatru Zamkowego i siedzibie prezydenta – Pałacowi Sándor. Na szczególną uwagę zasługują pamiątkowe tablice, umieszczane praktycznie na każdym domu, opisujące jego historię. W Zamku Królewskim znajduje się Galeria Narodowa oraz Muzeum Historii Budapesztu.

Po stronie Budy warto zobaczyć Wzgórze Gellérta, upamiętniające biskupa Gerarda (węg. Gellert), który na prośbę króla Stefana przeprowadził chrystianizację pogańskich Madziarów. Jak głosi legenda, mściwi poganie zabili duchownego, a jego ciało umieścili w beczce i zrzucili ze skały. Warto tez zobaczyć  mauzoleum Derwisza Güla Báby z lat 40. XVI w. 

Prawą i lewą część miasta łączą piękne mosty – wszystkie odbudowane po II wojnie światowej. 

 

 

Na wyspie Małgorzaty, o której Budapesztańczycy mówią, że “Miłość kończy się i zaczyna na Wyspie Małgorzaty” jest kompleks basenowy Palatinus – fajne miejsce na świeżym powietrzu.

Budapeszt słynie z licznych łaźni z wodami termalnymi. Moja ulubiona to Łaźnia Széchenyiego położona w parku Városliget po lewej stronie Dunaju.

 

 

W Peszcie koniecznie należy zobaczyć Parlament, Bazylikę św. Stefana (węg. István), na której kopułę można wjechać nowoczesną windą i podziwiać stamtąd wspaniałe widoki. Co ciekawe, w tylnej części bazyliki, w kaplicy po  lewej stronie, znajduje się zmumifikowana ręka św. Stefana – Szent Jobb (uświęcona prawica), najsłynniejsza relikwia Węgier. W rocznicę śmierci świętego, 20 sierpnia, ręka obnoszona jest wokół bazyliki w uroczystej procesji. Koniecznie trzeba zobaczyć gmach Opery oraz Plac Bohaterów i obok, w Parku Miejskim, piękny, jakby wzięty z filmu o Drakuli Zamek Vajdahunyad.

 

 

Są też miejsca gdzie oprócz wartości estetycznych można dobrze zjeść, wypić, a potem zrobić zakupy. Fajnym miejscem jest Plac Ferenca Liszta i Plac Jókai’ego, gdzie w miłym otoczeniu, można bardzo dobrze zjeść. Warto udać się w okolice Gozsdu Udvar, Király utca oraz Kazinczy utca.

 

 

Są tam dziesiątki restauracji, kafejek, barów i food trucków, tu każdy znajdzie coś dla siebie. Ja mogę polecić elegancką, francuską, ale dość drogą restaurację Café Vian. Jadłam tam pyszną zupę gulaszową i paprykarz z kurczaka z galuszkami – typowe węgierskie potrawy.

 

 

Na Kazinczy utca od strony Király utca jest cudny, stary i klimatyczny pub Wichmann kocsma, gdzie wypijecie przepyszne lokalne piwo za jedyne 300 forintów za ½ litra. Atmosfera jest tak fantastyczna, że będziecie chcieli tu bywać codziennie, by choćby na stojąco (bo często nie ma miejsca) wypić jeden kufel pysznego bursztynowego trunku. Gdzieś w środku Gozsdu Udvar stoją dwa food trucki – jeden z piwem i innymi wyskokowymi trunkami. W drugim – Zing Burger – kupicie przepyszne hamburgery w kilku wydaniach. Palinka w wielu smakach – (morelowa, śliwkowa, jabłkowa, gruszkow) jest dostępna wszędzie – to narodowy węgierski, mocny trunek. Za to Unicum Szilva to mój numer 1 na liście likierów. Ziołowy smak Unicum z dodatkiem smaku śliwkowego bardzo mi pasuje (oczywiście przywiozłam sobie butelkę). Idąc Kazinczy utca w kierunku Rákóczi út, po prawej stronie znajdziecie food truckowy zakątek – Street Food Karaván. Są tu typowe, węgierskie langosze – smażone w oleju drożdżowe placki z przeróżnymi dodatkami (oryginalne to śmietana, czosnek i starty żółty ser). Dania kuchni tajskiej, włoskiej, kawa, ciastka, hamburgery, żarcie wegetariańskie, oczywiście piwo i inne trunki alkoholowe i bezalkoholowe. Każdy tu znajdzie swój smak. 

 

 

Blisko Dunaju, od cudownego placu Vörösmarty aż do Głownej Hali Targowej rozciąga się turystyczny deptak – słynna Vaci utca.

 

 

Jedzenie, pamiątki, sklepy markowe i sieciowe – wszystko pod turystę – dość drogo i trochę tandetnie, ale absolutnie jest to miejsce, które obowiązkowo trzeba zaliczyć.

Moje serce skradła Główna Hala Targowa – Vásárcsarnok.

 

 

Na parterze kupicie każdy rodzaj mięsa – koninę, wołowinę, wieprzowinę, jagnięcinę, mięso gęsi, kaczki i kurczaka. Przy okazji muszę się przyznać, że kupiłam jedną stłuszczoną gęsią wątróbkę, z której zamierzam przygotować Foie Gras. Bardzo chcę wiedzieć, czym zachwycają się Francuzi jedząc Foie Gras. Na Węgrzech hodowanie drobiu wodnego dla takiej wątroby jest dozwolone. Na tym targowisku znajdziecie najróżniejsze sery, wędliny i alkohole, owoce, warzywa, przyprawy i słodycze. 

 

 

Na piętrze można kupić obrusy – całą masę obrusów, koszulki i pamiątki, można też dobrze zjeść, ale najpierw należy się porządnie rozejrzeć, żeby nie kupić starej, “wczorajszej” kiełbasy czy kaszanki – siedząc naprzeciwko stoisk z jedzeniem, można się napatrzeć, jak sprzedawcy „malują olejem” te wyschnięte kiełbasy, żeby lepiej się prezentowały. Jest tu mnóstwo stoisk z tanim jedzeniem, napojami wszelkiego rodzaju. To tu piłam pyszne białe wino Muskotály  i czerwone Kékfrankos – obydwa w wyjątkowo niskiej cenie 70 forintów za 100 ml.

 

 

Tu jadłam langosza i lecsó z ryżem i wszystko pycha. Na piętrze hali jest też restauracja. Wygląda jak zwykła knajpa, gdzie przesuwasz się z tacą jak w podrzędnym barze, personel dokłada Ci dania i dodatki – jakie tylko chcesz, a gdy podchodzisz do kasy okazuje się, że ceny bardzo wysokie. Za piwo i gulasz bez dodatków trzeba zapłacić ok. 3500 forintów – to więcej niż we włoskiej restauracji na Liszt Ferenc tér.

 

 

Mój plan posiłków wyglądał tak, że na przekąskę, tuż po południu chodziłam do Hali Vásárcsarnok, a na kolację na Gozsdu Udvar, plac Ferenca Liszta lub do Street Food Karaván. A gdy już się zrobi ciemno, obowiązkowo należy pójść na Deák Ferenc tér. W ciągu dnia plac ten jest tylko stacją przesiadkową dla trzech linii metra i kilku autobusów i tramwajów, ale nocą zamienia się w miejsce wyjątkowo towarzyskie. To tu schodzą się ludzie, żeby usiąść na trawie, wypić piwo czy wino, pogadać, pośmiać się, posłuchać muzyki, poobserwować innych ludzi czy pięknie oświetlony Diabelski Młyn.

 

 

    Kiedy zamykam oczy i przypominam sobie mój Budapeszt, widzę klimatyczne miasto skąpane w słońcu. Każdemu, kto choć trochę waha się, czy odwiedzić stolicę Węgier, powiedziałabym, że naprawdę warto. Nie bez powodu Budapeszt nazywany jest perłą Dunaju.

 

 

* Wszystkie zdjęcia i filmy są moją własnością i pochodzą z prywatnego archiwum.

Jeden komentarz do “Budapeszt – lekko kulinarnie”

  1. Byłam w Budapeszcie kilka lat temu, zimą. Może w przyszłym roku znów się wybiorę, ale w podróż kulinarną.
    Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *